Nikogo nie skreśla.
Nawet jeśli my siebie nawzajem skreślamy, odrzucamy, nie akceptujemy. Ba. Nawet jeśli Jego odrzucamy, skreślamy, nie akceptujemy. Nawet jeśli chcemy iść jeszcze dalej i wyrzucić Go z wszelkich możliwych przestrzeni – czy naszego życia osobistego, czy publicznego, narodowego. On chce iść do celnika w gościnę.
Ten Boży nakaz wobec wspólnoty wierzących, wobec Kościoła, by miłować nawet nieprzyjaciół jest tak silny, że na przestrzeni wieków ogłoszono wiele osób świętymi (czyli takimi, które są już zbawione i dane za przykład żyjącym na ziemi), ale nikogo nie uznano za potępionego na pewno. Wobec żadnego z ludzi wspólnota Kościoła nie odważyła się uczynić czegoś takiego.
Każdego dnia Pan Jezus wchodzi do jakiegoś Jerycha i idzie w gościnę do celnika. Tam, gdzie drzwi otwierają, a nie zatrzaskują.
Słowa Ewangelii według św. Łukasza:
Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to, szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.
Oto Słowo Pańskie.